Na budowie to nie zagęszczarka jest największym kosztem. Najwięcej pieniędzy pochłaniają błędy – zwłaszcza te popełnione przy przygotowaniu podłoża. Źle zagęszczony grunt to późniejsze poprawki, reklamacje i utracone zlecenia. Poniżej znajdziesz pięć najczęstszych błędów przy zagęszczaniu, które zaczynają się od drobiazgu, a kończą finansową katastrofą.
Najczęstszy skrót, który kończy się kosztowną poprawką. Dla maszyny o sile wymuszającej 40 kN grubość warstwy nie powinna przekraczać 30-35 cm – i to tylko wtedy, gdy maszyna rzeczywiście ma siłę, by to ubić. Jeśli warstwa jest za gruba, zagęszczarka nie dociera do dolnej partii materiału. Efekt? Pustki, osiadanie, koleiny i pęknięcia.
Zamiast jednej warstwy 40 cm, lepiej zrobić dwie po 20 cm. A jeśli ktoś nie ma pod ręką łat czy laserów, wystarczy zwykły pręt z podziałką – tanie, skuteczne i szybkie.
To, ile razy przejedziesz maszyną, ma znaczenie. I nie chodzi o to, by wyglądało, że „było zrobione”, tylko o to, żeby grunt rzeczywiście „siadł”. Zagęszczarki o masie 100-150 kg wymagają 4 do 6 przejazdów, w zależności od gruntu. Cięższe maszyny – 400-500 kg – mogą zamknąć temat w 3-4 przejściach, ale też nie zawsze.
Największy problem pojawia się wtedy, gdy operator wykona tylko jedno lub dwa przejścia, „dla pozoru”, bez sprawdzenia efektu. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze, ale po pierwszym większym deszczu grunt zaczyna się zapadać. W efekcie trzeba rozebrać nawierzchnię, uzupełnić podbudowę, zagęścić ją prawidłowo i ponownie ułożyć kostkę. To oznacza stratę czasu, materiału i pieniędzy – wszystko przez pośpiech i brak dokładności.
Zbyt suchy grunt się nie ubije, zbyt mokry się rozmaże. Wilgotność ma znaczenie – i to duże. Nie trzeba żadnego sprzętu laboratoryjnego. Wystarczy zgnieść garść materiału w dłoni.
Jeśli się rozsypuje – jest za suchy. Jeśli leci z niego woda – jest za mokry. Ma tworzyć zwartą bryłkę, ale bez wycieku. To prosty test, który może uratować całą podbudowę.
Jeśli grunt jest przesuszony – trzeba go delikatnie zrosić. Jeśli zbyt mokry – odczekać. Brzmi banalnie? A jednak to jeden z najczęstszych powodów reklamacji.
Zagęszczarka „jaka była pod ręką” często kończy się nerwami. Maszyna bez rewersu w wąskim wykopie? Męczarnia. Brak gumowej płyty przy kostce? Uszkodzenia i reklamacje. Zbyt lekka przy warstwie 25 cm? Brak efektu mimo 8 przejazdów.
Do tego dochodzą awarie. Tania zagęszczarka = przestój. Pęknięcia płyty, wibracje na uchwycie, brak części. A przecież nie o to chodzi.
Dlatego zamiast tracić, lepiej wybrać sprzęt z konkretnymi parametrami. Na przykład Swepac FB 280 (rewers, 40 kN) dobrze sprawdza się przy warstwach nośnych, a F 92 to maszyna lekka, kompaktowa, idealna na kostkę – dostępna z elastomerem. Oba modele znajdziesz na stronie: https://swepac.pl/
Niektórzy myślą: „nikt nie sprawdzi”. A potem przychodzi inspektor albo inwestor, i widać wszystko: odciski butów, pęknięcia obrzeży, zapadnięcia w ciągach pieszych. Nie trzeba specjalistycznego sprzętu.
Wystarczy przejść po podłożu – jeśli się ugina, jest problem. Można wbić stalowy pręt – jeśli wchodzi bez oporu, znaczy że grunt jest luźny. Przy większych inwestycjach można użyć płyty dynamicznej. Ale najważniejsze, żeby kontrolować jakość od pierwszej warstwy, nie na końcu.
Sprzęt kupujesz raz. Błędy przy zagęszczaniu płacisz wielokrotnie: roboczogodziny, poprawki, przestoje, nerwy i utracone zlecenia. Jeśli pytasz, jak zagęszczać grunt z zyskiem – odpowiedź brzmi: nie rób błędów. Grubość warstwy, liczba przejazdów, wilgotność i właściwy dobór maszyny robią różnicę.
[Artykuł Sponsorowany]
Brak komentarzy